sobota, 9 stycznia 2016

Co ugotować, gdy czekasz na skarpetki Batmana?

Nie chcę otwierać oczu. Przeraźliwe odgłosy dobiegające z zewnątrz  do mojej świadomości skutecznie odbierają chęć do oddychania. Tykanie zegara. Szczek psa. Poruszające się kości, czyjś oddech, wibracje powietrza. Ktoś mnie szturcha. Ciągle nie wykonałem żadnej czynności która mogłaby sugerować, że nie jestem tylko zimnym workiem na narządy. Będę leżał dalej.
Szarpnięcie za rękę. Ciągle leżę. Zaczynam rozpoznawać głos. Kiełbaska. Czyli jednak wylądowałem bezpiecznie w łóżku.
Zakładam na swe nieposłuszne ciało fartuch. Bez niego jak bez młota. Danie ma być lekkie i na zimno. Kurwa... No to chyba tylko sałatka ? Zobaczmy czy zrobimy coś z tego co zostało z poświątecznych zapasów. Nic nie zmusi mnie żebym ruszył tyłek gdziekolwiek przed 18, a tym bardziej do miejsca w którym będę musiał używać czegoś co znajduje się w mojej czaszce. Pomidory, papryka, jakaś reszta gorgonzoli i zieleniny oraz opakowanie śmietany. Czy mam gdzieś makaron ?
No to niech będzie sałatka … z  makaronem. I tuńczykiem. Bo tuńczyka Ci tutaj dostatek.
Wreszcie doświadczenie uzyskane w czasach studenckich zaczyna procentować. Z naczyniami uwinąłem się Brewster z Gołotą. Woda do gara i myk na średni palnik. Do gara szczypta soli i trochę oliwy i przerwa. Łyk wody, zaduma nad losem ojczyzny, powiedziałbym sobie nigdy więcej, ale po co się oszukiwać. Głosy z pokoju obok są coraz intensywniejsze, dziewczyny chyba wracają do świata żywych.
Poszukuję blendera. Jestem pewien że w którejś szufladzie go … O, jest. Ogólna koncepcja dania  jest prosta. Makaron będzie brał kąpiel w musie na bazie pomidora i papryki, a jeżeli coś nie wyjdzie to w sosie ze śmietany i gorgonzoli, do tego trochę zieleniny i jeszcze więcej pomidora, potem coś na wierzch i w nagrodę odzyskam swoje skarpetki Batmana.  Zatem do pracy.
Opłukuje pomidory i paprykę. 2 pomidory kroję w ćwiartki, wykrajam z nich pestki i wrzucam do miseczki. Patroszę paprykę (???!!!) i dorzucam ją do owego naczynia. Oprócz tego ląduje tam kilka listków świeżej bazylii, ząbek obranego czosnku i sok z połowy cytryny. Blender do ręki, silniczek w ruch … Wrrr ….  Brrrhhhh brhhh hhhhhh… Kurwa chyba nie o to mi chodziło. Wszystko się babrze, ostrze co chwile się zacina, substancja która powstała konsystencją przypomina bardziej bełt niż aksamitny mus, ale …. Smakuje całkiem nieźle ! Pierwsze uderzenie pomidora, zaraz później pojawia się charakterystyczny smak papryki … i ta kwaśna nuta… Jaka szkoda, że nie mam malaksera !
Makaron gotowy.  Odcedzam go, a w czasie kiedy kradną demokrację,  zalewam  go zimną wodą i odstawiam na bok z  którego krzyczą ci, co chcieli ją ukraść wcześniej, ale z innym uśmiechem na twarzy. Ponoć ci co przyszli teraz,  nie liczą się z opinią mniejszości , która kiedy była większością to nie liczyła się z mniejszością, ale trzeba zmienić standardy. A tata Poli powiedział , że  należy zwrócić władzę ludowi. Lud, kradzież, demokracja, makaron,  odcedzanie, rzygi … wiem.
Nowy pomysł wpadł mi do głowy równie niespodziewanie szybko, co gimnazjalistka na szkolnej dyskotece. Patelnia na średni palnik, ląduje na niej śmietana i gorgonzola, kiedy ser się rozpuszcza zawartość miski z musem który okazał się bardzo nie musem, przecedzam przez sitko na patelnie. Z pozostałego miąższu (jest takie słowo?) wyciskam wszystko co mogę, resztę z braku pomysłu wyrzucam do kosza. Sól i pieprz ziołowy do smaku, wszystko mieszam, sprawdzam smak … Ponieważ nie ufam dziś swoim kubkom smakowym proszę mądrzejszych od siebie o konsultacje … Palec – grzebalec w patelnię … Po minie widzę, że nie tylko moim zdaniem właśnie powstały sos smakuje godnie.
Makaron do dużej miski, sos serowo-pomidorowy wylewam na makaron i do tego wszystkiego dodaję puszkę odcedzonego tuńczyka. Wszystko mieszam.
Do nowej, przezroczystej miski na spód wkładam część makaronu. Na nim układam warstwę rukoli, pokrojoną w paski rzodkiewkę i kolejną warstwę makaronu. Na wierzch garść sałaty, układam dookoła ćwiartki pomidorów i wcieram cheddar na wierzch. Pozostałe listki bazylii do dekoracji.

To gdzie te moje skarpetki ?


piątek, 30 października 2015

Co ugotować, gdy frutarianie są uczuleni na gluten? (vel. w kiermanie pozostała blacha)

Zakupy trwały dłużej, niż te które robisz z ziomkiem kiedy idziesz  po spodnie. Czas poszukiwania idealnej kopertówki przerósł nie tylko moje najskrytsze oczekiwania. Koncepcje futurystycznych kreatorów mody również spaliły na panewce – zaspokojenie oczekiwań Robaka okazało się trudniejsze, niż rozwikłanie zagadki śmierci JFK.  Za duża, za szeroka, za głęboka, za mała,  nie ten odcień czerni, zły uchwyt, za dużo cekinów, za mało pinesek, napis, ta nie należała do Marca J …. KURWA !!! Czy tylko mi/mnie wydaję się, że wszystkie są identyczne ?
                Właściwa wieczorna kreacja, na szczęście, została zakupiona na samym początku tej syzyfowej pracy– mała czarna, która do tej pory w mojej głowie zawsze była kawą, okazała się świetnie leżącą na niej czarną, krótką spódniczką, którą „połączy” ze skórzaną kurtką i pigallami, które okazały się szpilkami.
                Imprezowe szaleństwo zbliża się wielkimi krokami, a nasze żołądki świecą pustkami niczym sklepowe witryny w znienawidzonym przez Krula ustroju. Próba konsumpcji alkoholu w moim wypadku na pewno skończy się kolejnym żenującym upodleniem w ramionach pozującego na barmana pracownika okolicznej speluny.
                Potrzebujemy czegoś szybkiego i kalorycznego. Zakupy, na które mogliśmy sobie pozwolić w pobliskim markecie są wystarczające dla kilku kanapek, ale ciepłe danie jest nie lada wyzwaniem.  Na szczęście możemy wspomóc się  zasobem lodówki i koszyka z przyprawami.
                Warzywa, kasza, brak mięsa … W lodówce powinien być jogurt … Dziś zdecydowanie idziemy na dietę.

                Pod zlewem znajduję 4 kartofle i jednego dużego buraka. Do pierwszego z dwóch garnków, które są czyste, wlewam wodę i odstawiam na palnik. Dodaję łyżeczkę soli, szczyptę rozmarynu, listek laurowy i dwa ziela angielskie.  Kiedy woda się gotuje obieram buraka, siekam go na małe części i pozwalam mu się gotować. Z kartoflami robię to samo i chwilę później wrzucam je do tego samego garnka. Niech puree się stanie!
 Z szafki wyciągam miskę do której wlewam całe opakowanie jogurtu naturalnego, siekam koperek, jeden ząbek czosnku, pół łyżeczki tymianku, rozmarynu, dwie łyżki musztardy sarepskiej, oczywiście Kieleckiej, łyżka miodu, mieszam wszystko rozprawiając o potencjalnym mieście dla uchodźców w Arabii, po zakończeniu wywodu misę zakrywam folią, odstawiam do lodówki, przechodzę do kolejnej fazy produkcji. Czuję moc, czuję siłę, czuję, że mogę wszystko.
                Z reklamówki wyjmuję opakowanie kaszy jaglanej, której dwie szklanki lądują na durszlaku. Idealnie powstałe wzniesienie przelewam teraz zimną wodą celem wypłukania z niego wszelakich niechcianych substancji, czytaj przypadkowego gówna, które mogło się tam zapodziać, a trzecią ręką odmierzam dwie szklanki wody i przelewam do garnka, który następnie ląduje na palniku. Teraz mamy chwilę dla sprawdzenia programu najnowszego kandydata na prezydenta U.S and A. Swoją drogą ciekawe gdzie Peja będzie za 10 lat. Woda wrze, zawartość durszlaka przerzucam do garnka.

                Warzywa w postaci bakłażana, rzodkiewki, papryki, cebuli oraz ogórka siekam i wrzucam do sporej metalowej miski. Gotuję cały czajnik wody, następnie zawartością czajnika sprawiam powolną, wrzącą kąpiel naszym zdrowym warzywom. Minutę później miskę przenoszę pod kran i przelewam zimną wodą, a moja uwaga przenosi się na kaszę, którą mieszam i próbuję, ale ona jednak potrzebuje jeszcze dłuższej chwili, w odróżnieniu do pierwszego garnka który ewidentnie kipi. Pyry miękkie, burak też – odcedzamy i ugniatamy. Kiedy ugniatam puree jak blondynka od Donatana, Robak delikatnym strumieniem polewa moje dłonie mlekiem. Potem dorzuca pół kostki masła. Masa koloru żwirku naszej rybki wypływa między moimi palcami, nagle z nieznanego mi  powodu natrafiam na twarde coś w kilku kawałkach buraka, ale niezrażony po prostu wypierdalam  to do kosza. Puree gotowe, lecz raptem …
       Zaczynam wyczuwać przerażający smród spalenizny. Wg mojego wewnętrznego zegara kasza za chwilę powinna być gotowa, ale…. Kurwa. Woda wyparowała, przypaliłem garnek, trzeba ratować kaszę! Łyżką zbieram wierzchnią warstwę kaszy i przerzucam ją do miski w której leżą posiekane warzywa. Straciłem ¼ kaszy i garnek ewidentnie trzeba wypierdolić przez okno, ale niestrudzony porażką mieszam kaszę z warzywami, następnie wyrzucam wszystko na dwa talerze. Całość oblewam przygotowanym uprzednio sosem, a puree przerzucam do kokilek.
                Talerze lądują na stoliku. Całość wygląda dość apetycznie, biorąc pod uwagę brak Mięsa. Zastępujemy je dwiema odważnymi szklankami szkockiej. Dobry b4 połączony z szamą ? 


środa, 9 września 2015

Co ugotować na bal kostiumowy

Na bal przebierańców patrzymy wielopłaszczyznowo.  Na przebieranego grilla tym bardziej. Jedni docenią możliwość wykazania się kreatywnym pomysłem, inni świetną realizacją odgrzewania kotleta, jeszcze inni patrzą na to jak na każde melo – techno amfa, amfa techno. Dla mnie najważniejszy byłby czas który mógłbym poświęcić na przygotowanie dobrze zamarynowanego mięsa … Mógłbym ...
            Sobotni poranek nigdy nie należy do najłatwiejszych. Nie, nie mówię o porannym kacu. Środowe i piątkowe również nie są łatwe. Żaden poranek nie jest łatwy. Serdelek zdzierając ze mnie pościel na podłogę przypomina mi o wieczornym grillu. Przez mgłę zaczynam uzmysławiać sobie nieobecność ducha w ciele, kiedy jak mantrę powtarzała opowieści o planach kostiumowych. Umiejętność słuchania bez słyszenia posiadłem jeszcze w szkole podstawowej. Jako najniższy i najchudszy spośród męskiej części klasy, zawsze lądowałem w pierwszej ławce. Atrakcyjność większości przedmiotów nie była w żadnym stopniu skorelowana z  gamą mych zainteresowań, a wypadkową tego była NUDA podana na przystawkę i danie główne, którą zabijałem deserowymi podróżami oczyma mej wyobraźni po równoległym wszechświecie w którym nie jestem tym małym chłystkiem, a górnikiem, spawaczem, strażakiem, albo kimkolwiek, kto nie siedzi obok paskudnej dziewczyny w chujowym sweterku.
            Pamiętasz, że obiecałeś kupić i zrobić mięso? Tego nie.  Pamiętam jednak numer telefonu do człowieka, który byłby protoplastą Pana Winstona Wolfa, gdyby kiedykolwiek poznał Quentina.  Memory fajnd,  srajfon …
- Yo Badger, błyszczysz jak szmaragd, jesteś w pracy? Może zrobimy tam mięso-orgie? Mam 8 godzin do imprezy na której będę potrzebował szamańskiego szamania …
- Yep, adres znasz, dawaj krótkiego, kiedy będziesz na zapleczu
            Spodnie, trampki, T-shirt, plecak. Drzwi, klatka, schody, komórka, schody , klatka, drzwi. Batbicykl, słuchawki, Zos Kia Cultus, ewidentnie naruszam na
rodowy zakaz.
            Mknąc przez miasto niczym ostrze przez włókna mijam twarze bez wyrazu, podziwiając miasto zrujnowanej szansy. Osiedla mijają szybko, na deptaku znów jarmark, park, przejście przez dwupasmówkę, punkt docelowy przede mną. Zostawiam pojazd przy nowym parkingu rowerowym i kieruję się prosto do tylnych drzwi restauracji. Idąc zapleczem kuchni czujesz to samo, gdy bramka wpuszcza mnie tylnym wejściem, w ręku brakuje mi coli z Jackiem Daniels’em, w zamian dostaję używany czarny kitel. „ Zakładaj, nie jebie tak bardzo, pierwszy raz możesz poczuć się jak kucharz. Ale tylko poczuć. Umyj ręce, daj mięso, zaraz coś wymyślimy, zrobimy na ostro, może w piwie, pokażę Ci jak zrobić najlepszą marynatę” iiiii znów przenosimy się do czasów wczesnoszkolnych kiedy większy kolega skrupulatnie egzekwował pożądane zachowania. Zakładam łach, ani mruknę.
Dwa podłużne ponad dwukilogramowe kawały mięsa lądują na blacie. Jednym zajmę się sam, drugi przygotuje Badger. Zaczynam od wykrojenia odpowiednich płatów. Nie są to typowe steki, cięcie za każdym razem zmieniam kąt noża. Nie, nie wiem dlaczego. Tak rozkazał Mistrz. Po kilku minutach 40 karkówek czeka na marynowanie. W międzyczasie dowiaduję się, że jedynym sposobem aby Mięso było godne w tak krótkim czasie jest zawakowanie go razem z marynatą za pomocą pakowarki próżniowej. Proces marynowania skraca się z 48 godzin do 43 sekund. XXI wiek.
Tyle ile chodzi o techniczną wiedzę z zakresu przyśpieszania produkcji. Teraz do wielkiej miski wrzucam pół słoika sarepskiej musztardy, oczywiście Kieleckiej, dwie łyżki miodu, posiekaną całą cebulę, solę i pieprzę. Badger sugeruje piwo, jednak wszystko zalewam 200 ml szkockiej z Dufftown i energicznie mieszam. Po spróbowaniu ewidentnie czegoś brakuje.
Kucharz postanawia dodać ziele angielskie, dwa posiekane ząbki czosnku, tymianek, liście laurowe i sól zmiękczającą mięso. Wszystkiego po jakiejś łyżce. Znów mieszamy, kilka kropel soku z cytryny, tadam! Smakuje naprawdę fajnie, z jednej strony pikantne dzięki musztardzie, ale na finiszu czujemy whisky. Jeżeli tylko maszyna nadrobi moje stracone dwa dni, jest duża szansa, iż Serdelek będzie zadowolona.
Teraz każdy kawał Mięsa zanurzam w roztworze znajdującym się w kotle Panoramixa, obtaczając go dokładnie, a następnie przenoszę do największej dilerki jaką widziałem. Po napełnieniu 4 takich do każdej dolewam jeszcze trochę marynaty, która została w misce.
Jako, iż jestem osobą, która nie potrafi obsługiwać dekodera, Badger zajmuje się wyssaniem powietrza z toreb z mięsem. Cały proces naprawdę nie trwa minuty, a maszyna szczelnie je zamyka. W środku nie ma nawet cm3 powietrza, a marynata wchodzi w każdą część mięsa! Teraz wystarczy schować wszystko do plecaka i wrócić z tarczą na przedmieścia.
Serdelkowi zlecam przygotowanie szejka, by było fit. Szejk jest zdecydowanie fit, bo nie zawiera glutenu. Laktozę musimy przeżyć. Dwie brzoskwinie, na oko pół szklanki mleka, jeden jogurt i banan, by szejk był – jak to mówi światowy Serdelek – fluffy. Jedynie mogę zgadywać, że chodzi o to, że po dodaniu banana szejk będzie bardziej niż zajebisty. Mamy też plastikowy słoik ze słomką z Netto za dyszkę, więc nic tylko miksować i siorbać!

Grill mija w atmosferze zwycięstwa – mięso smakuje, szejki rozeszły się w ciągu chwili, a Batman i jego Catwoman urwali w zacnym stylu.

sobota, 29 sierpnia 2015

Co ugotować, gdy w pobliżu nie ma psa?

„Cześć, moja mama ma kilo polędwicy, może chciałbyś wpaść i coś z nią zrobić ?”

Chciałbym. Zdecydowanie. Wykroić cztery steki, posolić, popieprzyć i wpieprzyć na wpół surowe... Pomysł nie został jednak przyjęty zbyt entuzjastycznie. Mięso musi być mocniej wysmażone … Innym razem Batmanie.

Podróż poza granicę miasta do domu Niemojejmamy połączyliśmy z zakupami. Do ekskluzywnych sklepów typu Gaweł mam bardzo ambiwalentny stosunek - z jednej strony zróżnicowanie dostępnych produktów, z drugiej wózki nie nadają się do wyścigów ...
Przemierzając półki sklepowe wpadłem na czarną pastę truflową. Jednogłośnie, jako że tylko ja głosowałem, postanowiłem wprowadzić pomysł polędwicy przyduszonej w sosie truflowo-wysokoprocentowym, pozwalając jednocześnie, aby rodzaj alkoholu wybrał los. Toż to dlaczego nie mielibyśmy znaleźć tam naparsteczka whisky?! Jako że sam ten konkretny słoik mocno odchudził mój portfel, a niestety nie był to Walmart, aby próbować kupować "na Kuźniara", reszta zakupów musi pozostać dosyć skromna – kilka rzeczy, aby skleić sos, kartofle, seler, pomidory koktajlowe. Pozostają wielkie nadzieje na zastanie na miejscu przyogródkowej sałaty, pomidorów i wszystkich potrzebnych przypraw. Na szczęście w bagażniku Batmobilu jest butelka czerwonego jabola zakupionego kilka dni wcześniej od zaprzyjaźnionego bimbrownika.

Podróż w las mija w dosyć nerwowej atmosferze - żyd na liczniku świeci się coraz wyraźniej, dziewczyny coraz mocniej akcentują potrzebę napełnienia żołądka, TempogłowiObśmiewcyKontrkultury powoli gubią zasięg, a w obwodzie mam tylko The Apostasy, którego współtowarzysze podróży nie zniosą. Me dywagacje przerywa głos WalecznegoŁowczego wydobywający się ze Srajfona- miejsce docelowe znajduje się po lewej stronie. Mijamy psa, parkujemy, jesteśmy.
Kuchnia na pierwszy rzut oka bardzo godna - duża płyta indukcyjna, 3 deski do krojenia, dwa duże garnki, 3 patelnie, dwa ostre noże, nigdzie nie widać psa. To będzie na pewno dobra zabawa.


Zaczynamy od sprawdzenia, czy Zuflon nie ożenił nam słabego trunku. Cztery pewne ruchy tryboszonem i prawie cały Merlot będzie sobie oddychał … 200 ml przyjęte, za jakiś czas będzie zdecydowanie lepiej.

Oporządzam mięso. Kilkoma pewnymi ruchami pozbywam się błonek, następnie kroję je na dwie części. Marmur. To była naprawdę szczęśliwa krowa. Całą polędwicę kroję na małe kawałki, powiedzmy 3x4 cm, co daje nam bryły o objętości ok 36 cm3 każda. Mięso wrzucam do miski i zostawiam na blacie, niechaj łapie temperaturę pokojową.

Pierwszy pomocnik właśnie kończy obierać seler, drugi dosyć sprawnie przygotowuje sos pomidorowy – po ich wyparzeniu pokroiła w ćwiartki, obrała wycinając nasiona, obecnie gotuje je na wysokiej patelni. Ziemniaki już obrane i pokrojone w drobną kostkę. Jeszcze nigdy nie było tak łatwo! Do garnka wrzucam kostki kartofli, seler kroję na ćwiartki i dorzucam do ziemniaków. Wszystko zalewam mlekiem. Dosalam, kminek, tymianek, kilka liści laurowych i zaczynamy gotowanie pod przykryciem na małym ogniu. Pierwszy raz przygotowuje puree w mleku, dlatego będę musiał zaglądać do niego co jakiś czas.
Spróbujmy odtworzyć sos który ostatnio próbowałem. Patelnia, palnik, łyk wina, horyzont się poszerza. Na barku dostrzegam otwartą butelkę koniaku. Odlewam 75 ml, wlewam na gorącą patelnię, chwila redukcji, 200 ml śmietanki30, łyżka pasty truflowej, łyżka naszego sosu z pomidorów (mam nadzieję że zostanie później do czegoś wykorzystany, wyszedł zacny) dwa posiekane ząbki czosnku, pietruszka, mały ogień, co chwilę mieszamy.


Sprawdźmy, co w naszym garnku. Wszystko jest bardzo twarde, zwiększam ogień, chwila dyskusji na temat wyższości neoliberalizmu nad ekonomią klasyczną, mieszam sos, Kim ma masażystę od pupy, mleko ciągle się gotuje, facet staje się kobietą, jakie to niebo niebieskie … kartofle miękną, sos ma prawie idealną konsystencję, pora zabrać się za mięso.

Duża patelnia na płytę, olej się grzeje, odmierzam 100 ml szlachetnego, czerwonego trunku, oleista substancja zaczyna parować, wrzucam mięso, pewny chlust wina na patelnię. Próba flambirowania mięsa spaliła na panewce – ognia prąd nie zastąpi. Mięsa obsmażam bardzo krótko, zamykam w nim tylko pory, co kilkanaście sekund staram się je skąpać w substancji, która powstała z połączenia oleju i wina, dojdzie za kilka chwil kiedy doleję do niego zawartość pierwszej patelni.
W tym samym momencie kiedy czuję się jak uczestnik masterchefa, dziewczyny kończą wyciskać sok z cytryn. Jedna zaczyna przeszukiwać lodówkę w poszukiwaniu lodu, druga przelewa do blendera tylko sobie znane proporcje soura i syropu cukrowego. Przyznam szczerze, iż lwią część wolnych piątkowych wieczorów spędziłem w barach obserwując kunszt barmański. Nigdy jednak nie zdarzyło się, aby którykolwiek, z taką powtarzalnością, uzyskiwał ten sam smak nie używając jiggera.

Pełna uwaga wraca do garnka z mlekiem i skwierczących patelni. W polędwicznej zwiększam siłę prądu i przelewam na nie prawie gotowy sos, mieszając przez chwilę energicznie. Puree wydaje się gotowe. Odcedzam, pozostawiam Drugiej do zblendowania. 

Jestem właśnie w momencie, który w pracy kucharza podziwiam najbardziej - wydanie w jednym czasie różnych dań dla czterech osób przy jednym stoliku - rozpoczynam "proces wydawki". 
Talerze rozłożone obok siebie, pokrojone pomidorki koktajlowe w jednej misce, rukola w drugiej, duża chochilka do nakładania puree w jednej ręce, druga trzyma kocioł panoramixa, wszyscy uczestnicy biesiady już przy stole. 

Kilkoma nieprecyzyjnymi ruchami staram się wprowadzić w kształt puree ten sam artystyczny nieład, który modni chłopcy godzinami układają na swych czuprynach, a co, niech myślą, że te idealne kształty ułożyły się same, tak od niechcenia, wcale mi na tym nie zależy! Damn. Dlaczego im wychodzi to lepiej? Nie mam czasu na analizowanie błędnych manewrów, trochę rukoli do przykrycia, chwytam za patelnię z mięsem, rozkładam równomiernie na każdy talerz, rzucam pomidorami starając się trafić w zielone dachówki puree... Koniec, serwis !


Rzeczy zakupione w Sklepie:
czarna pasta truflowa
2 kg kartofli
2 selery
pomidory koktajlowe
wytrawne czerwone wino
śmietanka 30
mleko
kostka masła
Ponadto, wystąpili:
niecałe dwa shooty koniaku
mix zielonej sałaty
pomidory
sól, pieprz, ziele angielskie, tymianek



wtorek, 25 sierpnia 2015

Co ugotować po lataniu dronem?

Nauka latania dronem wymaga dużej cierpliwości i pojętności. Szukanie go na kolejnych drzewach uczy spostrzegawczości, a wspinanie się po niego dopełnia kalokagatii. Po morderczym wysiłku, jakim była trzecia z kolei wspinaczka na nie najniższe drzewo na przyblokowej łączce postanowiłem uzupełnić zapasy energii swojej i mojej nowej zabawki.

Szybki powrót do mieszkania, w trakcie którego mierzyłem się z zazdrosnymi spojrzeniami obserwujących mnie ludzi spowodował chęć przyrządzenia mięsa o którym będę myślał podczas kolejnego wylotu godzin.

Tak. Miałem na myśli stek. Idealnie przyrządzony stek.

Lodówka tym razem była dla mnie łaskawa. Oprócz dwóch dużych porcji mięsa znalazłem w niej jogurt naturalny, resztkę suszonych pomidorów, gorgonzolę oraz por i zieloną sałatę. W szafce zalegało kilka kartofli, a na niej leżały cytryny i świeży rabarbar. Mam wszystko czego potrzebuję!
Zaczynam od przygotowania napitku. Lemoniada rabarbarowa brzmi świetnie. Umyty i skrojony rabarbar wrzucam do gorącej wody i cukru w proporcji jeden – jeden – jeden. Wszystko co jakiś czas mieszam, czekając aż rabarbar puści soki. W tym czasie wyciskam 200 ml soura z cytryny.
Mięso ! Ono potrzebuje osiągnąć temperaturę pokojową. Porcję antrykotu zasypuję solą i odkładam na talerz. Dlaczego solą? Bo tak. I już.

Wracamy do lemoniady. Kiedy rabarbar staje się miękki, a całość nabiera pedalskiego koloru, ściągamy garnek z ognia i przecedzamy do innego naczynia. Znam zasadę, iż w nowoczesnej kuchni nie powinno się nic zmarnować, jednak tym razem nie mam miejsca w głowie na kolejny proces myślowy, który doprowadzi mnie do efektywnego wykorzystania rozgotowanego rabarbaru. Jeb do kosza, kurwa bęc.


Ogólnie to ten moment kiedy wszystko na bok – syrop stygnie, sour czeka, lód się mrozi i ... Przechodzimy do dania głównego.

Obieramy ziemniaki, kroimy na ćwiartki i włączamy piekarnik na 175 stopni. Por od białej do jasnozielonej części kroimy w krążki. Do garnka z gotującą się wodą, zielem angielskim, tymiankiem i gałką muszkatołową wrzucam ziemniaki. Na jedną patelnię rzucam pół kostki masła, roztapiam i wrzucam por. Delikatnie podsmażam, następnie ściągam do naczynia. Po 10 minutach gotowania kartofli, dorzucam do nich por. Teraz mam 10 minut na przygotowanie sosu i mięsa.


Odpalam drugi palnik i kładę na nim patelnię wypełnioną jednym opakowaniem jogurtu naturalnego. Mały ogień. Kiedy zaczyna łapać temperaturę dorzucam gorgonzolę, suszone pomidory, sól, pieprz, świeżo posiekany tymianek. Zmniejszam ogień, redukuję i co chwile mieszam.

Trzecia patelnia, zaczyna się robić ciekawie. Nagrzewam patelnię, spłukuję sól z antrykotu, nagrzewam olej rzepakowy ( olej a nie jakąś oliwa extra virgin i kropka ), ręcznikiem papierowym osuszam mięso i obsmażam. Minuta z każdej strony. Ściągamy łopatką, przekładamy do naczynia żaroodpornego, na wierzch cienko pokrojony czosnek i do piekarnika. 5 minut.

Lemoniada czy puree ? Lemoniada. Do blendera wlewam 200 ml soura z cytryny, 200 ml syropu rabarbarowego, lód. Małe obroty. Dolewam wodę z saturatora. Jeszcze kilka obrotów i przelewamy do szklanki wypełnionej lodem. Ile wejdzie. Z doniczki zrywam kilka gałązek świeżej mięty, dwa klapsy i do szklanki.

Sprawdzam mięso – jeszcze chwila. Odcedzam ziemniaki i puree, dodaje pół kostki masła i 75 ml mleka. Dosalam i blenduję na najniższych obrotach. Dorzucam garść roszpunki, mieszam łyżką. Zostawiam wszystko w garnku pod przykryciem.

To moment w którym mięso musi wyjechać z pieca. Zawijam je na minutę w ręcznik papierowy i pozostawiam na blacie.

Na talerzu najpierw ląduje puree. Obok garść zielonej sałaty, oblewam ją oliwą extra virgin, dodaję pokrojoną w ćwiartki rzodkiewkę. Antrykot oblewam sosem na bazie gorgonzoli i suszonych pomidorów.

Wpierdalam. Urywa dupę, mięso jest takie jak powinno a zachwyt nad puree będę słyszał jeszcze drugiego dnia.

Wracam ćwiczyć ściąganie drona z pobliskich drzew.